sobota, 5 września 2015

Prolog: Sen, nie każdemu jest pisany.

     Bonnie obudziła się zlana potem. Drżącą dłonią odgarnęła włosy z twarzy. Rozejrzała się. W ciemności rysowały się kształty biurka, regału z książkami i szafy. Wyciągnęła rękę i zapaliła lampkę, stojącą na stoliku nocnym, zaraz obok łóżka. Światło rozlało się na cały pokój. Był pusty. Mimo to, dziewczyna nie mogła pozbyć się wrażenia, że jest obserwowana. Bez przerwy.
     Odsunęła pościel i postawiła stopy na zimnej, drewnianej podłodze. Wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi. Wyszła na korytarz i na palcach, zbiegła po schodach. Minęła sypialnię taty, z której dało się słyszeć pochrapywanie. Bonnie z całej siły starała się odgonić z wyobraźni sceny, które widziała w horrorach. Z zażenowaniem dla swojej głupoty przewróciła oczami i udała się do kuchni. Kuchnia, jak kuchnia. Nie było w niej nic szczególnego. Lodówka, piekarnik, duży blat na środku pomieszczenia. Z suszarki zdjęła czystą szklankę i nalała sobie wody. Wypiła kilka łyków i zorientowała się, że coś jest nie w porządku. Owszem, cisza nocna bywała przerażająca, ale to był inny rodzaj strachu. Bonnie zjeżyły się włosy na karku, kiedy usłyszała stukanie, jakby ktoś pukał palcami w blat. Odwróciła się powoli, wstrzymując oddech. Pusto. Widocznie wyobraźnia znowu płatała jej figle.
     Szybkim krokiem wróciła do swojej sypialni. Okryła się szczelnie kołdrą i zgasiła światło. Ułożyła głowę na poduszce, po czym zamknęła oczy. Leżała tak jakiś czas, do momentu, kiedy okno otworzyło się na oścież. Podskoczyła. Przez chwilę przyglądała się firankom poruszającym się, przez podmuch wiatru. Niewiele myśląc podbiegła i zatrzasnęła okno. „Idiotka” – pomyślała, ale mimo to, odczuła dziwny niepokój. Powtórnie zamknęła oczy i zasnęła.
     Obudził ją przeraźliwy chłód. Podmuch zimnego powietrza rozwiał włosy, kiedy się podniosła. Z przerażeniem zorientowała się, że wszystkie drzwi w pokoju były otwarte. Dosłownie wszystkie. Drewniana, stara szafa, drzwi balkonowe i wejściowe, nawet wszelkie szufladki od biurka. Dziewczyna zaczęła się trząść. Nie była wstanie sięgnąć do lampki, żeby zapalić światło.
     Wtem, coś przykuło jej uwagę. W kącie pokoju widniał jakiś cień. Przyjrzała się uważniej. Był wysoki i, ku jej przerażeniu zaczął się zbliżać. Bonnie zdawało się, że z każdą sekundą, robił się wyraźniejszy i bliższy. Oprzytomniała dopiero, kiedy zatrzymał się przed jej łóżkiem. Kształtem przypominał wątłego człowieka.
- Tato – z jej ust wydobył się zdławiony jęk.
Cień zachwiał się i skoczył. Prosto na nią.
     Ogromny ciężar przykuł ją do łóżka. Coś na kształt pazurów, przemknęło jej przed oczami i wbiło w pościel.
- Tato! – wrzasnęła, wijąc się pod cielskiem stwora. „To się nie dzieje naprawdę” – starała się przekonać samą siebie. – „Zamknę oczy, a to zniknie”.
Jak powiedziała, tak też zrobiła. Usłyszała pomruk i okropny ból przeszył jej ramię. Zdążyła jeszcze uchylić na moment powieki, aby zobaczyć puste oczodoły. Spadła w ciemność.